Niestety Hubert we środę już tak się rozkaszlał że trzeba było pojechać z nim do szpitala, do tego morfologia tak spadła że Panie w laboratorium mało nie padły HGB-4,4g/dl.
Na izbie przyjęć poszło dość sprawnie, badania i od razu na oddział, tam jak zawsze zamieszanie bo wolnych sal brak, po 3 godzinach oczekiwania sala się znalazła, o 10;15 udało się Huberta podkuć i pobrać krew na cito do krzyżówki. Niestety to cito trwało aż do 17. Dopiero po 17 Hubert odstał krew. Pierwsza jednostka zeszła w ciągu godziny, drugą dostał przed 19.
Od piątku Hubert przestał gorączkować, ale pojawiły się wymioty. Jedni lekarze przychodzili i twierdzili że tak ma być bo ma dużo zalegań, drudzy kazali podawać syrop na kaszel. Po weekendzie kaszel się nasilał, tak że nocki były nieprzespane, kilka razy musiałam przebierać pościel i całego Hubcia, oczywiście pies z kulawą nogą do naszej sali nie pokwapił, bo po co.
Po raz kolejny oceniam szpital w Rzeszowie krytycznie. Gdyby nie ŚDM wybrałabym Kraków a nie Rzeszów.
Wyszliśmy po tygodniu, ze zmianami osłuchowymi, ( a bardziej nas wyrzucono, bo zajmujemy salę) z antybiotykiem który nie podaje się bo dziecko choruje na padaczkę, całe szczęście że w aptece Panie nas znają i zakazały nam go podawać, w domu miałam jeszcze inny antybiotyk i po konsultacjach z lekarzami w Krakowie podałam.
W piątek pojechaliśmy na kontrolę do punmunologa, osłuchowo czysto, robimy nadal inhalacje i podajemy leki.
Mam nadzieje że z dnia na dzień będzie lepiej, kaszel minie a forma i apetyt Hubcia wróci do normy.