W niedzielę zrobiłam kontrolną morfologię, niestety nie wypadła dobrze i w poniedziałek z samego rana trzeba było wsiąść w samochód i pojechać do Krakowa na oddział hematologiczny. Po dłuższym oczekiwaniu na wezwanie lekarza, Hubi w mega dobrym humorze dał się zbadać i po 10 byliśmy już na oddziale. Sam wybrał łóżko, na którym rozłożył swój stolik z komputerem. Do zabiegówki nie szedł już w takim radosnym nastroju bo wiedział co tam będzie się działo.
Wiemy już teraz że poziom ferrytyny przekroczył już 1000 µg/l i czeka nas dłuższy pobyt na oddziale celem wypłukania złego żelaza. Póki co na 23 września mamy kolejną wizytę u hematologa i wtedy zapadną decyzję. Mam nadzieje, że do tego czasu nasza kochana babcia Danusia będzie na tyle sprawa że będziemy mogli zostawić Ją samą na kilka dni.
O 12:30 Hubi siedział już pod kabelkiem z krwią. W międzyczasie odwiedzili nas nasi serdeczni przyjaciele więc Hubiemu nie nudziło się. Tuż po 15 byliśmy już wolni i mogliśmy wyjść że szpitala.
Na autostradzie zatrzymaliśmy się na jedzonko i ku naszemu "szczęściu" Hubi wypatrzył plac zabaw którego niestety nie omieszkał zaliczyć, tak więc mieliśmy chwilowy postój.
Do domku dojechaliśmy cało i zdrowo.