Od soboty mieliśmy długo wyczekiwanych gości. A z racji, że nasz domek to gościnny domek (mam nadzieje) to bardzo ucieszyła nas perspektywa spędzenia kilku dni razem z Ulą, Andzią i Piotrkiem. Jedynym minusem był fakt iż tata Hubcia nieoczekiwanie musiał iść do pracy na weekend a w dni powszednie pracował aż do 20.
Była też okazja do świętowania, bo tata Hubcia w piątek obchodził swoje 36 urodziny i z tej okazji był pyszny torcik, który samam zrobiłam (przepraszam ale musiałam się pochwalić) Świeczki na torcie były odpalane chybe ze sto razy bo dzieciaki miały ubaw na całego, choć niektórzy woleli aby na torcie było 36 świeczek zamiast dwóch. Ale obiecuje gdy będzie równa 40 to nie omieszkam się tylu umieścić.
Gdy dzieciaki bawiły się razem ja z Ulą mogłam spokojnie wypić kawkę. Raz udało nam się zatrudnić :super nianię" w postaci mojej mamy i razem z Ulcią wyruszyłyśmy na miasto i szalałyśmy po sklepach.
Jeśli chodzi o gotowanie to w kuchni miałam dwóch pomocników, Hubcia i Andzie.
Szkoda tylko, że nie udało nam się codziennie wychodzić na spacerki, bo pogoda płatała figle, raz była tak gorąco że nasza klimatyzacja chodziła na pełnych obrotach a raz padało tak, że nie chciało się wyściubić nosa z domku.