Atak woreczka żółciowego.
W poniedziałek w trakcie zajęć szkolnych Hubert źle die poczuł. Nauczycielka wyszła. Po kilku minutach wiedziałam że to coś poważnego i wezwałam pogotowie. Karetka przywiozła nas do szpitala na SOR, tam bardzo długie oczekiwanie na lekarza (ponad 4 godziny) i po awanturach wreszcie przyszedł, zlecił usg brzuszka na moja prośbę, po kolejnych 2 godzinach czekania na usg wychodzi stan zapalny woreczka i złogi.
W poniedziałek w trakcie zajęć szkolnych Hubert źle die poczuł. Nauczycielka wyszła. Po kilku minutach wiedziałam że to coś poważnego i wezwałam pogotowie. Karetka przywiozła nas do szpitala na SOR, tam bardzo długie oczekiwanie na lekarza (ponad 4 godziny) i po awanturach wreszcie przyszedł, zlecił usg brzuszka na moja prośbę, po kolejnych 2 godzinach czekania na usg wychodzi stan zapalny woreczka i złogi.
Chcemy jechać do Krakowa bo tu w Rzeszowie chcą już ciąć. Około 22 wychodzimy z Soru i na ...własną rękę jedziemy do Krakowa. Tam po 5 minutach widzi nas lekarz, robimy kolejne usg, proponują nam leczenie antybiotykiem i nawadnianie. Cały czas kontrolujemy krew, zaglądają co chwile do nas lekarze z powołania.
Doktor Zająć cudowny człowiek i lekarz, tłumaczy wszystko, konsultuje się z naszymi lekarzami, co dalej. Po 4 dniach parametry wątrobowe spadają, możemy jechać do domu. Mamy antybiotyk na 5 dni. Później kolejna kontrola krwi.
Znów dziękuję wszystkim lekarzom i pielęgniarką ze szpitala w Krakowie, za empatię i całe serce oddane pacjentom.
Po raz kolejny szpital i SOR w Rzeszowie to spora dawka nerwów, kłótni i pretensji że leczymy syna tylko w Krakowie a Oni są przecież Kliniką.
Dziękuję też przyjaciołom za odwiedziny dożywanie i wsparcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz