Już drugi raz w tym roku Hubi wymagał przetoczenia krwi a od października to już 4 raz...
Teraz przetoczenie krwi przyśpieszyła infekcja z którą przyjechaliśmy z sanatorium...i tak w piątek z samego rana wyruszyliśmy do Krakowa. Na miejscu byliśmy parę minut po 7, potem badania, spotkanie w gabinecie z lekarzem i jak zawsze zostaliśmy oddelegowani na oddział. A tak pustki, tylko 4 dzieci onkologicznych w tym dwójka niespełna dwulatków, aż serce boli jak widzi się takie maluszki walczące z tak ciężką chorobą.
U nas szybko wszystko poszło, bo po 12 mieliśmy już krew i Hubi siedział pod kabelkiem 1,5 godz. Tym razem był niespokojny, płaczliwy i nic go nie interesowało ale cóż nie zawsze ma się dobry humor...dobrze że po 16 byliśmy już w samochodzie w drodze do domku, do którego zawlitaliśmy parę minut po 19.
I jak zawsze kilka fotek z pobytu na oddziale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz