W poniedziałek 28 maja, stawiliśmy się na izbie przyjęć szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie-Prokocimiu celem wyleczenia ząbków Hubcia. Po dopełnieniu wszystkich formalności trafiliśmy na oddział VII. Poniedziałek minął nam bardzo szybko, bo o dziwno żadnych badań nam nie robili tylko kilkoro lekarzy nas oglądało i ustalaliśmy co będzie się działo jutro, jakie konsultacje i badania będą.
We wtorek z samego rana zawitał do nas kardiolog ze sprzętem do echa serduszka. Pierwsza próba uśpienia Hubcia nie powidła się bo moje dziecko zamiast iść spać dostało mega powera, dopiero druga wlewka dała mu radę choć nie do końca bo i tak w czasie echa trzymało go dwie osoby.
Niestety echo serduszko wypadło źle...Hubcia serduszko ma przecieki na poziomie międzyprzedsionkowym, niedomykalność zastawki płucnej i trójdzielnej.
Po krótkiej rozmowie z kardiologiem ustalono iż Hubi ma przejść cewnikowanie serduszka które mamy nadzieje powiedzie się i tym samym przeciek międzyprzesdsionkowy zostanie zamknięty.
Póki co 18 czerwca mamy kolejne spotkanie w Krakowie z lekarzami co dalej...trudno mi teraz podjąć decyzję gdzie i kto Hubcia będzie operował.
Około 12 przyszedł anestyzjolog który bardzo mnie wystraszył...powiedział, iż Hubi to dziecko bardzo obciążone ( jakbym tego nie wiedziała i nie zdawała sobie sprawy) że zabieg trudny, bo trzeba usunąć kilka zębów do tego założyć dwie plomby, że może się niewybudzić i itp.
W międzyczasie Hubi doszedł do siebie po wlewkach i zaczynał rozrabiać, około 14 przyjechał do nas tata a przed 16 podłączono Hubcia do kroplówki z krwią. Po dwóch godzinach byliśmy już wolni i mogliśmy zabrać Hubcia na noc do domku z "zielonym dachem" (jeszcze raz bardzo serdecznie dziękujemy za gościnę)
We środę przed 8 rano byliśmy już w szpitalu i czekaliśmy na przyjście anastezjologa.
O 8:20 weszłam z Hubim na salę, tam poczekałam aż zaśnie i wyszłam. Czekaliśmy razem z tatą Hubcia około 40 minut, a o 9:05 Hubi wyjechał z sali już wybudzony i wierzgający rękami i nogami. Od anstezjologa usłyszeliśmy, że wszystko poszło dobrze i ze teraz mały rycerz jedzie na salę pooperacyjną celem obserwacji na około dwie godziny. Jakie było nasze zdziwienie, że po 20 minutach Hubi gadający wyjechał zza drzwi, uśmięchnięty od ucha do ucha, gadający jak najęty i kierujący Panie pielęgniarki gdzie mamy jechać. Na sali byliśmy już o 9:40 i w tej samej minucie wylądował w moich ramionach żądający jedzenia. Niestety jeść jeszcze nie mógł, dopiero o 11 dostał troszkę wody ale to mu nie wystarczyło, krzyczał i domagał się czegoś konkretnego. Przed 12 pochłonął migiem jogurta. W międzyczasie lekarze cały czas do nas zaglądali i kontrolowali stan Hubcia, który cały czas domagał się jedzenia. Po 13 doczekał się swojej ulubionej kaszki i wreszcie zaspokoił swój głód.
Popołudnie minęło nam bardzo miło bo dowiedziała nas ciocia Ewa. Niestety nocka już nie była taka spokojna bo Hubi ewidentnie przeżywał całą sytuację i wiercił się w swoim łóżeczku. (dodam tylko iż nie dostawał żadnych leków przeciwbulowych). Około 4 nad ranem wzięłam go już do siebie b wybudził się już na całego, ale całe szczęście przy mnie usnął i spaliśmy razem do 6. Po 8 odwiedziła nas nasza Pani doktor i pozwoliła iść od domku.
O 9 rano mieliśmy już wypis w rękach i mogliśmy pojechać do domku.
Teraz patrząc na Hubcia nikt by nie powiedział, że przeszedł jakikolwiek zabieg, dokazuje jak szalony, je ładnie i jak zawsze domaga się spacerku.
Kilka fotek ze szpitala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz