Ostatnia czwartkowa morfologia nie wyszła najlepiej więc w poniedziałek zrobiłam kontrolną w szpitalu na Rycerskiej. Ogólnie lepsza (HGB-7,2g/dl) choć przeraził mnie wynik białych krwinek bo wyszły prawie 17 tys. co u nas nigdy się nie zdarzyło, nawet gdy Huber miał ciężkie obustronne zapalenie płuc.
Dlatego szybko złapałam za telefon i dzwoniłam zarówno do lekarzy w Rzeszowie jak i w Krakowie i każdy robił wielkie oczy. Po południu pojechałam do przychodni aby nasza Pani doktor zbadała Huberta. Ale całe szczęście wszystko ok. Musimy tylko powtórzyć morfologię, bo być może to jakiś błąd.
I tak we wtorek pojechałam do laboratorium ale tym razem do innego, tam po kilkunastu minutach miał wynik w ręku, niestety HGB-6,6g/dl czyli trzeba się przetoczyć.
Po telefonicznej konsultacji z hematologiem w Krakowie ustaliliśmy, że następnego dnia stawiamy się na toczenie.
Gdy jechałam z krwią wtorek rano do laboratorium nic nie wskazywało że Hubert się rozchoruje, ale tuż po 9 rano Hubert zaczął kaszleć i dostał mega chrypki, dlatego zamówiłam wizytę domową pediatry. Po 11 przyjechała nasza kochana Pani doktor Jasińska, osłuchowo czysto ale gardło nieciekawe. Zapadła decyzja że Hubert dostanie zastrzyki na 8 dni.
Gdyby nie zbliżający się termin turnusu rehabilitacyjnego to pewnie poczekalibyśmy z tym antybiotykiem ale w takiej sytuacji nie chcemy ryzykować.
We środę z rana pojechaliśmy do szpitala w Krakowie. Najpierw rejestracja w paradni hematologicznej, potem badania i skierowanie na oddział. Tam niestety wolnych łóżek nie było i do godziny 15 koczowaliśmy na korytarzu. Po 15 podłączyli Huberta do kroplówki z krwią na dwie godzinki, później odczekaliśmy godzinkę, następnie korzystając z tego że wenflon nadal działał Hubert dostał antybiotyk dożylnie i nie trzeba było kłuć w tą biedną pupę.
A tak nasz dzielny synuś zabijał nudę pod kroplówką z krwią.