Po ostatniej kuracji antybiotykiem Hubert dostał biegunki. Najpierw nie przejmowałam się za bardzo bo nie było aż tak źle. Ale trzeciego dnia, stan Hubcia pogorszył się na tyle, że trzeba było interweniować u pediatry. W piątek z samego rana byliśmy u pediatry, niby ok. Dostaliśmy listę leków i mieliśmy ogromną nadzieje, że się poprawi. Niestety około południa kupki były zabarwione krwią. Wystraszyliśmy się na maksa i czym prędzej po konsultacji z lekarzami, pojechaliśmy do USD w Krakowie.
Najpierw zaliczyliśmy izbę przyjęć i 4,5 godz. czekania na diagnozę. Z ust lekarzy usłyszeliśmy o podejrzeniu wgłobienia jelita, więc czym prędzej polecieliśmy,y na usg brzuszka. Tam wspaniały radiologa uspokoił nas a zarazem przeczulił na wile rzeczy (dziękujemy Panu Andrzejowi K. z całego serca)
Po wykluczeniu wgłobienia wysłali nas do Szpitala Jana Pawła. Na miejscu byliśmy tuż przed północą. A tam znowu papiery, papiery i jeszcze raz papiery.
Około 3 w nocy Hubert miał podłączoną kroplówkę, podany antybiotyk i pobraną krew na badania.
Przez pierwsze dwa dni było ciężko, Hubert nie miał apetytu, kupki nadal były z krwią, dużo spał.
W niedzielę było już lepiej, zjadał szpitalne zupki i kleik. Po południu odwiedziła nas nasza kochana ciocia Ula z cała rodzinką. Tylko, że na salę przyszła tylko ciocia Ula.
W poniedziałek z niecierpliwością czekaliśmy na kupkę... pojawiła się ale już bez krwi. Wtorek z rana przyszły pozostałe wyniki bakteriologiczne, nie ma żadnych bakterii, wykluczono również Salmonellę. Odetchneliśmyy z ulgą i tuż przed 13 trzymaliśmy wypis w ręku.
Z jednej strony cieszyliśmy się że jedziemy do domu ale z drugiej nasz Hubek nie był sobą i nadal był osłabiony zwłaszcza, że wtorkowa morfologia pokazała znaczny spadek HGB.
Noc z środy na czwartek była super. Hubert przespał całą noc. Rano wstał z uśmiechem na ustach a i apetyt mu wrócił.